Tuż przed świętami dotarła do mnie paczka, a w środku nagroda za udział w konkursie. Ale jestem szczęśliwa i dumna. Mało brakowało, a wyróżnienie przeszło by mi koło nosa. Ale może zacznę od początku.
Na początku grudnia przeczytałam o konkursie na scenariusz zajęć otwartych z udziałem rodziców. Stwierdziłam, że warto by było spróbować, tym bardziej, że nagrody kusiły. Bo kto by nie chciał pomocy do zajęć na własną wyłączność, swoje, nowe nie wybrakowane. Niestety konkurs zbiegł się z przygotowaniami do chrzcin mojego pierworodnego. Więc skupiłam się na przygotowaniach do Chrztu Świętego Stasia. Z kilku rzeczy musiałam odpuścić bo brakło mi czasu, w międzyczasie zapisałam sobie kilka pomysłów na zabawy z rodzicami. 25 grudnia odbyły się Chrzciny, niestety przed świętami zaczęło atakować mnie przeziębienie. Po świętach zdążyłam zrobić kilka kart pracy. I niestety choroba mnie zmogła, że nie miałam już sił siedzieć nad konkursem, do tego moje maleństwo ząbkowało. Na domiar złego w Nowy Rok wchodziłam z grypą żołądkową. Było mi przykro bo myślałam już, że niestety o konkursie muszę zapomnieć, praktycznie nic nie mam gotowego, a termin wysłania pracy zbliżał się wielkimi krokami. Przełom nastąpił 3 stycznia rano w dniu kiedy kończył się czas, obudziłam się pełna sił, ha niczym feniks z popiołów, ucieszyłam się, że mam siły więc może jednak spróbuję. Moja radość nie trwała długo bo się okazało, że moje szczęście zaraziło się ode mnie grypą, a wiadomo co się dzieje gdy facet choruje, jeszcze na jelitówkę istny armagedon. Ale, że potrafię być zawzięta, usiadłam do konkursu, a raczej ległam, bo chłop w łóżku "umierał", dziecko na macie edukacyjnej się bawiło, a ja koło dziecka na ziemi pracowałam nad scenariuszem. W między czasie gdy pracowałam nad scenariuszem karmiłam maleństwo, co chwila robiłam herbatki choremu, gotowałam obiad. Ratowały mnie tylko drzemki maleństwa, dobrze, że dziecko me gdy jest śpiące zasypia bez potrzeby kołysania i innych wariacji, wtedy jeszcze było na etapie gdzie się zmęczyło tam padło i spało. I tak tworzyłam cały dzień, scenariusz z pomocami wysłałam już bez sprawdzania czy czasem nie ma jakichś błędów o 23: 57. Uff poszło, byłam z siebie dumna, że się wyrobiłam, ale pożegnałam się z szansą na jakąkolwiek nagrodę. Zmobilizowałam się i zrobiłam ten scenariusz dla siebie, by nigdy nie żałować, że nie spróbowałam. Aż przyszedł dzień wyników, weszłam na stronę i bum co było oczywistym nie zdobyłam upragnionego miejsca na podium, a raczej upragnionych pomocy, ale moja praca znalazła się wśród wyróżnionych.
Co do nagrody, to zaczęłam ją czytać przedszkolakom, chętnie słuchają, i zawsze na koniec rozmawiamy na temat przeczytanego rozdziału. Dziś czytałam drugi raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz